Od 24 lutego, w Ukrainie trwa wojna, wywołana przez Federacje Rosyjską. Wojna absurdów, heroicznych czynów, bohaterów i zbrodni wojennych popełnianych przez najeźdźcę. Od jej początku, miliony obywateli naszego sąsiada zza naszej wschodniej granicy, uciekło w celu ratowania życia swojego i swoich bliskich. O tym, jak tak naprawdę wygląda wojna, opowiedziała mi Maria, która wraz ze swoim rocznym dzieckiem uciekła ze Lwowa, by ratować życie.
Redaktor: Na początku chciałem zapytać jak się czujesz i jak radzisz sobie z nową rzeczywistością?
Maria: Jest już zdecydowanie lepiej. Pierwsze dni były naprawdę ciężkie, bo nie wiedziałam co mnie czeka. Wszyscy byliśmy przerażeni. Z jednej strony od dawna braliśmy pod uwagę, że ten dzień może nadejść, ale podświadomie wypieraliśmy to ze swoich głów.
Red.: No właśnie, powiedziałaś, że braliście pod uwagę, że ten dzień może nadejść. Dlaczego?
M.: To się czuje. Kiedy słyszysz, widzisz, że przy twojej granicy gromadzą się dziesiątki tysięcy żołnierzy, to wiesz, że to nie może się skończyć niczym dobrym. Ta wojna tak naprawdę trwa już od 8 lat, od zajęcia Dombasu i Krymu. Tylko wtedy świat o tym szybko zapomniał.
Red.: Jaka była Twoja reakcja na inwazję?
M.: Byłam przerażona. Nie wiedziałam, czy mam zostać, czy uciekać i ratować siebie oraz syna. To był prawdziwy koszmar. Na głowy leciały nam bomby a w mieście ciągle słychać było syreny. Uciekłam po sześciu dniach. Nie chciałam tego robić, ale pomyślałam o moim synu, że odpowiadam również za jego życie.
Red.: Wojna miała trwać 6 dni, później 2 tygodnie. Dziś mija xxx dzień inwazji, a agresor wciąż nie osiągnął zamierzonych celów.
M.: To prawda. Pamiętam 6 dzień walki o Kijów. Jak wszyscy trzymaliśmy kciuki za obrońców, żeby jeszcze wytrzymali. Myślę, że kluczowe było to, że w stolicy został Wołodymyr Zełenski. On trzyma morale naszej armii i pozwala nam wierzyć w to, że będzie jeszcze lepiej. Na początku był tylko strach… Strach i rozpacz. Teraz wróciła wiara, że możemy wygrać, że jest jeszcze szansa.
Red.: No właśnie, coraz częściej spotykam się z opinią, że Ukraina wcale nie musi przegrać tej wojny, że wiara w narodzie jest ogromna.
M.: To prawda, wiara jest naprawdę duża.
Red.: Dlaczego tak jest?
M.: Wydaje mi się, że to zasługa tego jak dzielnie walczą nasze jednostki, że się nie poddają. To sprawia, że zwykli ludzie też chcą się zaangażować. Heroiczne akcje, jak te prowadzone przez Pułk Azow jak również obrona Kijowa, Odessy czy Mariupola pokazały, że nie liczy się ilu jest wrogów, ale to jak duże mamy serce i czy jesteśmy gotowi walczyć o swoją wolność.
Red.: Porozmawiajmy jeszcze o reakcji świata zachodniego. Możemy śmiało powiedzieć, że na początku jej nie było. Dopiero interwencje Polski, Szwecji czy Finlandii sprawiły, że Rosję i Białoruś nie tylko objęto sankcjami, ale i sama Ukraina ciągle otrzymuje sprzęt wojskowy od sojuszników, lub inaczej, prawdziwych sojuszników.
M.: Na początku faktycznie tej reakcji nie było. Poczuliśmy się, jakby znów był 2014, gdy po kilku mocnych deklaracjach wszystko ucichło. Wydaję mi się, że kluczowa była tutaj rola Polski, która trochę wymusiła na UE reakcję. Za to wsparcie jesteśmy naprawdę wdzięczni. Zrobiliście dla nas to, czego nie zrobiono dla was w roku 1939. Każda Ukrainka i każdy Ukrainiec zapamięta wam to na zawsze, niezależnie od tego kiedy i jak zakończy się ta wojna.
Red.: Gdy to wszystko się skończy, chciałabyś wrócić do siebie? Do domu?
M.: Dziś nie potrafię jeszcze na to odpowiedzieć. To zależy od wielu czynników, ale myślę, że tak, chciałabym. Niezależnie od tego, czy będzie do czego wracać.
Red.: W Polsce często śpiewamy piosenkę zespołu Tilt, Jeszcze będzie przepięknie. Jest tam tekst: Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. Tego właśnie chciałem ci życzyć na koniec. Tego mistycznego spokoju.